Magdalena SWACHA/Agata ZBYLUT | REBORN DOGS 2. Suczka i post-śmierć

REBORN DOGS

02.2018, Warszawa

SUCZKA I POST – ŚMIERĆ

Rozmowa z Agatą Zbylut

 

„Jesteśmy milutkie”, fotografia, 160×120, 2000.

 

M: Zacznę dość oczywistym pytaniem: Skąd pomysł na „własnego” psa stojącego na desce do prasowania?

A: W książce Johna Irvinga „Hotel New Hampshire”jednym z bohaterów był stary i schorowany pies. Śmierdział, pierdział i sprawiał kłopoty, więc postanowiono go uśpić w tajemnicy przed dziećmi. Okazało się jednak, że jedna z córek zachorowała, decyzji nie można było już cofnąć, ale postanowiono go spreparować. Nie wyszło to najlepiej, zresztą chyba nigdy nie wychodzi. Wypchany pies wielokrotnie przewijał się przez powieść w najmniej oczekiwanych sytuacjach. I to pod wpływem tej powieści przyszło mi do głowy, że mogłabym wypchać Misię, gdy umrze.

M:Ta historia jest bliska pośmiertnemu rytuałowi żegnania zwierząt, charakterystycznej żałoby po nich. W szczególności niesamowita jest ona u małp. Dr Dora Biro z uniwersytetu w Oksfordzie wśród stada szympansów lasów Bissou w Gwinei zaobserwowała dwie samice, które po śmierci swoich małych nosiły je ze sobą do momentu, kiedy zwłoki dzieci się nie zmumifikowały. Marc Bekoff, uznany badacz emocji i inteligencji zwierząt, na swoim blogu „Psychology Today”napisał: ”To dość aroganckie myśleć, że jesteśmy jedynymi stworzeniami, którym trudno jest się pogodzić ze stratą ukochanego partnera, dziecka lub przyjaciela”. Jak to wyglądało u was? Miłość (mocne, bezwarunkowe uczucie stanowiące odbicie projekcji pewnej emocji skierowanej do kogoś), której ludzie uczą się także od zwierząt zwyczajnie pękła wraz ze śmiercią?

A: Byłyśmy razem przez 14 lat. Misia towarzyszyła mi w naprawdę trudnych chwilach. Razem tułałyśmy się po wynajętych pokojach w obcym mieście. Byłam z nią mocno związana i doświadczenie jej śmierci również było niezwykłe. Spodziewałam się jej utraty, bo chorowała na cukrzycę. Przez dwa lata dwa razy dziennie mierzyłam jej poziom cukru i robiłam zastrzyki z insuliny, która zawsze musiała być w lodówce. Choroba powoli zabierała jej ciało, psuła narządy wewnętrzne, odebrała wzrok. Mimo tego zdawała się ją ignorować i świetnie sobie dawała radę. Była radosna do samego końca. Umarła na stole zabiegowym u weterynarki, gdy obie miałyśmy nadzieję, że można ją jeszcze uratować. Dobrze, że nie była sama i dobrze, że ja też nie byłam z nią sama. Dla mnie to było pierwsze i jak dotąd jedyne doświadczenie śmierci, w tym znaczeniu, że widziałam moment przejścia.

M: Forma „fikcyjnej” celebracji odejścia Misi sprawiła, że bardzo się ucieszyłam, kiedy ją zobaczyłam!

A: Oczywiście po śmierci nie byłam w stanie jej oddać do wypchania. Została pochowana w ogrodzie. Zamiast tego wybrałam przygotowanie rzeźby i mozolny proces oklejenia jej sierścią. Jest jedną z niewielu rzeczy, które zabrałam ze Szczecina do Warszawy bez wyraźnego powodu. Odkurzyłam ją wczoraj na Twój przyjazd… 🙂

Gdy ją rzeźbiłam mieszkałam w domku jednorodzinnym na przedmieściach Szczecina. Misia, jedyny pies nierasowiec na osiedlu, była rozpoznawalna przez wszystkich, dlatego gdy umarła, wszyscy o tym wiedzieli. A ja chwilę potem trzymałam „ją” na oknie w mojej pracowni! Do głowy by mi nie przyszło, że coś jest nie tak, dopóki sąsiadka nie zapytała,skąd ten pies wziął się z powrotem.

M:Zmartwychwstała. Jak zrobiłaś rzeźbę psa?

A: Z papieru i sierści. Obcinałam ją zawsze wiosną, bo było jej gorąco i zbierałam tę sierść przez lata. Miałam całe worki z sierścią, która w dodatku miała intensywny psi zapach. Pamiętam, że gdy pokazywałam rzeźbę po raz pierwszy, to inne psy szczekały na nią na wernisażu.

M: Tak… Pamiętasz, kiedy przed naszym spotkaniem pytałam czy masz psa, a Ty odpowiedziałaś, że tak, ale na parapecie…To dla mnie było bardzo sugestywne. Ale wykonałaś nie tylko Misię, jest jeszcze „Łajka”. Co Cię skłoniło do tej realizacji?

A: To był totalnie ciężki czas, olbrzymie napięcie, decyzje, które do mnie nie należały, a które zmieniały bardzo wiele. Pewnie nie ma sensu rozwijać teraz tego wątku, ale szukałam symbolu, który jednoznacznie wskazywałby na sytuację, która ma złe zakończenie… „Łajka” to znak osobistej katastrofy, pojedynczego dramatu, który był wiadomy dla wszystkich, oprócz samej zainteresowanej.

M: Prawdziwa Łajka udusiła się ze strachu po 5 godzinach od startu sputnika.

„Łajka”, obiekt, technika mieszana (masa papierowa, sierść, tkanina),

animacja DVD nocnego nieba, na którym wciąż spadają gwiazdy, 2011.

 

A: Łajka była bezdomnym psem znalezionym na moskiewskiej ulicy. Złapano wiele kundli i w procesie szkolenia i przygotowania miano wybrać takiego, którego wygląd (jasna, dobrze widoczna sierść), rozmiar i cechy charakteru dadzą największe szanse na powodzenie projektu – wysłanie Sputnika 2 z pierwszym żywym zwierzęciem na orbitę okołoziemską. Wyobraziłam sobie, że te bezdomne psy, które zostały otoczone opieką, w końcu poczuły się dobrze. Znalazły dach nad głową, jedzenie i ludzi, którzy się nimi zajmują. Nie wiedziały przecież, że ta historia nie może się dobrze skończyć.

M:Pojawia się tu kontekst udomowienia zwierząt. Można powiedzieć, że ta relacja, którą budujemy ze zwierzętami na co dzień, może zakończyć się taką „katastrofą”.

A: Chyba nie… chociaż… moja suczka być może nie do końca wiedziała, że jest psem. Poprzez bardzo bliską relację z człowiekiem praktycznie straciła zainteresowanie innymi psami.

M: Prędzej czy później zwierzęta domowe zostają zdradzone przez ludzi. Dzieje się tak, ponieważ często pomijane są zasady estetyki realatywnej, brakuje „zdrowej” biokomunikacji polegającej na tym, że my także uczymy się od zwierząt, a zwierzęta od nas przyjmują pewne zachowania. Z założenia to raczej one podlegają pewnym wytyczonym im regułom. Etolog Elizabeth Costello powołuje się na biokomunikację, mówi , o wspólnej dla wszystkich organizmów komunikacji, czyli o kłączu: ,,tworzymy kłącze wespół z naszymi wirusami albo raczej nasze wirusy pozwalają nam tworzyć kłącze z innymi zwierzętami”. Pyta więc, czy ten głos, którym się posługujemy, jest rzeczywiście ludzki? Czy realny jest podział na ludzi – „zwierzęta pozaludzkie” i nieludzkie zwierzęta? Wśród naukowo-badawczych teorii psychologii eksperymentalnej i zoopsychologii behawiorystycznej dotyczących  relacji międzygatunkowych są dwie skrajne: jedna to edypalna – ludzie przygarniają zwierzęta i one przejmują ich zachowania, a druga antropomorficzna, czyli z zachowaniem podziału ludzie kontra zwierzęta.

Praca „Łajka” podłapuje ten kontekst dychotmicznej i niespójnej relacji, jest strzałem w dziesiątkę.Myślę też, że jest taki kanał porozumienia międzygatunkowego, którego nadal nie znamy. Ale zajmuje się tym telepatia, empatia, intuicja. Podobno one pozwalają ludziom najlepiej skomunikować się z otoczeniem. Ale to już temat na kolejną rozmowę…

A: Nie rozważałam relacji ze swoją suczką w tym kontekście, po prostu się nią cieszyłam, ale prawdą jest, że neurony lustrzane działały u nas na 100%. Gdy jedna ziewała, to druga też. W przypadku „Łajki” było wiadome do czego te psy mają być użyte. Rosyjscy naukowcy nie zakładali powstania żadnej dobrej i odpowiedzialnej relacji z psami, one były traktowane przedmiotowo. To, że Łajka zginie i nie wróci na ziemię, było oczywiste. Zainteresował mnie również fakt, że nie była faworytką do tej roli. Wybrana została inna suczka – Albina, ale urodziła szczenięta i naukowcy nie chcieli jej od nich oddzielać. Bycie matką ją uratowało. Dla mnie ta „figura” suki, którą się poświęca, bo nie była matką, jest też istotna. Pozycja bezdzietnej kobiety jest wciąż bardzo niska, częściowo podbija ją samodzielnie budowany status ekonomiczny i rola idealnej konsumentki, która jest bardziej dostępna dla kobiet bezdzietnych. Bo za pozornym tylko uświęcaniem macierzyństwa najczęściej nie idą żadne gesty realnej pomocy. Matka jest u nas wywyższona tylko symbolicznie.

M:Co masz na myśli?

A: Patriarchat celebruje figurę kobiety matki i opiekunki – tej, która zostaje w domu, która się poświęca. Najpierw zajmuje się dziećmi i mężem a później również starszymi rodzicami. Patriarchat celebruje kobiety, które nie wychodzą ze sfery prywatnej, domowej pozostawiając sferę publiczną w całości mężczyznom – decyzyjność, samodzielność materialną, ustalanie reguł. Patriarchat nie buduje przedszkoli i nie zachęca kobiet do szybkiego powrotu do pracy po porodzie, ale daje im 500+, by zostały w domu jak najdłużej, najlepiej na tyle długo, by powrót do pracy był możliwy tylko w kontekście prostych usługowych prac a nie budowania realnej kariery. Patriarchat potępia też mówienie o tym, co się w tym domu dzieje, nawet jeśli jest przemocowy. A z drugiej strony wzorcowe cv zawiera tylko informacje ze sfery publicznej, osiągnięcia poza domem, dyskryminuje wszelką emocjonalność. Czytałaś „Casting” Katarzyny Kozyry? Bardzo mi się podobało, że obok informacji obiektywnych, obejmujących wystawy czy stypendia pojawiły się prywatne historie – związki, relacje rodzinne, chwile zawahania.

W tym kontekście mogłabym opowiedzieć o tym, w jaki sposób Misia się u mnie znalazła. Dostałam ją na urodziny, gdy byłam w piątej klasie liceum plastycznego w Cieplicach. Dostałam ją od chłopaka, w którym byłam śmiertelnie zakochana.

Niestety ten chłopak był już zaręczony z kimś innym. I było wiadomo, że nie da się nic z tym zrobić, bo rodziny były „po słowie”. Jakiś czas temu znalazłam go w mediach społecznościowych. Tamta relacja też nie przetrwała. Historia tego skąd w ogóle „wzięłyśmy się ze sobą” jest więc bardzo romantyczna. Później wyjechałam na studia do innego miasta a Misia została z rodzicami dziadkami w domu. Przyjeżdżałam tylko na weekendy, ale to, że jest moim psem, było wiadome. Po studiach wyprowadziłyśmy się razem do Szczecina.

M: Alphonso Lingis amerykański kontrowersyjny filozof, autor „Niebezpiecznych emocji”, zbliża się do takiej tezy, że ludzie uprawiając seks jednoznacznie dają dowód na to, że „kochamy się też z koniem i delfinem, kocięciem i papugą, pudrowymi ćmami i pełnymi pożądania cykadami”. Tłumaczy to związkami organicznymi łączącymi człowieka z innymi gatunkami fauny, flory w ten sposób, że stajemy się większą częścią świata niż tylko ludzki. Jak Ty to odczuwasz? Misia przejęła rolę faceta? Była medium?

A: Nie, nie faceta to na pewno nie. Bardziej była wersją mnie, niż facetem.

M: …czyli bardzo kobieca!

A: Jedna z pierwszych prac, którą zrobiłam po studiach, dotyczyła właśnie tego. Zauważyłam, że Misia zachowuje się w wielu sytuacjach dokładnie tak samo jak ja. Zawsze starała się być grzeczna, zawsze starała się sprostać sytuacjom i nie sprawiać problemu. Dokładnie tak jak ja, gdy szukałam swojego miejsca po studiach. Obie starałśmy się znaleźć w nowej rzeczywistości.

M: Można powiedzieć, że nastąpiło takie przejęcie wzorca społecznego, podczas gdy razem się odnajdywałyście w pewnej sytuacji życiowej. Wspólne stany emocjonalne, przeżycia…

A: Tak to było dla mnie ważne, że nie byłam sama. Obserwowałam też tę hierarchiczność, która zawsze jest pomiędzy zwierzęciem i jego panią. Jasne było, że skoro ja zarządzam lodówką, drzwiami do ogrodu, czy planuję podróże, to jestem górą. Dokładnie tak samo ustawiałam się w pozycji do osób, które mogły zadecydować o moim powodzeniu. Wyczuwała sytuacje, w których jej obecność mogła być problematyczna, jak np. w pociągu czy knajpce i stawała się prawie niewidzialna, wdzięczna, że ją ze sobą zabrałam. Dokładnie tak jak ja w wielu zawodowo-prywatnych sytuacjach. Ta wymiana emocjonalna była totalna i to było dla mnie bardzo dobre. Pies porządkuje pewne emocje, wycisza negatywne, podobija pozytywne.

M: To naturalna identyfikacja…

A: Tak.

M:Czy zrobiłabyś coś takiego jak Haide Hetry, która wykonała projekt „Heads and Tales” (2009)? Dla tych prac wzorcem były wystylizowane na przedmiotowy ideał piękna kobiece twarze. Nawet gdy przyjrzymy się z bliska fotografiom nie widać, że portrety zbudowane są z kawałków ciała świni.

A: Te zdjęcia są niezwykłe. Przypominają trochę twarze po wielu operacjach plastycznych, z kwasami, które nierówno się rozłożyły.

M:One mają być zawsze piękne i celebryckie jak ten obraz kobiety, który Ty pokazujesz w swoich fotografiach. Myślę, że Twoje prace pod tym względem kasują styl i trafność kampanii reklamowych.

A: To bardzo miłe, że tak mówisz, ale faktycznie szukałam podobnej estetyki. Zaczęłam się fotografować na studiach i właściwie robię to cały czas. Autoportret uważam za najszczerszą formę wypowiedzi, bo narracja zawsze jest prowadzona z jakiegoś określonego punktu, a autoportret trochę go obnaża. Użycie własnego wizerunku pozycjonuje autora, jego pochodzenie, geografię, status społeczny itp. Ale autoportrety pozwalają też w jakiś sposób wypozycjonować własną cielesność dla siebie. Przez ostatnie lata myślałam, że to sobie jakoś ustaliłam, dopóki nie zrobiłam dziesiątek nagich zdjęć, które wylądowały w fotografii 360 na Google Street View. I zdałam sobie sprawę z tego, że prace o starzejącym się ciele, o kanonach urody, były generowane głównie przez młode i ładne dziewczyny. Weźmy przykład Orlan. Jakiś czas temu szukałam informacji o tym, jak zakończył się jej projekt z operacjami, czy dokończyła przebudowę własnej twarzy w stronę azteckich rzeźb i zauważyłam, że bardzo dobrze wygląda, znacznie lepiej niż kilka lat temu Wygląda tak, jakby przeszła kolejne operacje plastyczne, ale takie, które nie są już dziełem sztuki, tylko trochę wstydliwą  poprawą wyglądu. .

M: Oglądałaś film „Biały Bóg”? Mówi o agresji ludzi wobec zwierząt oraz o istniejącym mimo wszystko komunikacie pomiędzy dwoma gatunkami do tego stopnia, iż zachowanie psów przestaje obowiązywać w kategoriach zwierzęcych reakcji.

A: Zaczęłam oglądać ten film i znudził mnie dość szybko. Ale oglądam kolejny sezon „The Walking Dead” i patrząc na zombie, które wgryzają się w ludzkie ciała, mam totalne skojarzenia z naszą kulturą kulinarną, która ograniczyła się niemal całkowicie do potraw z mięsa. Naprawdę wszyscy musimy je jeść przez cały dzień? W ludziach jedzących udka w fastfoodzie widzę zombie pochylonych nad świeżym ludzkim ciałem. Dostrzeganie osobniczych doświadczeń w życiu pojedynczego kurczaka czy świni wciąż nas jako ludzkość przerasta.

M: Z pewnością odchodzimy od przedmiotowego traktowania psa. Według badaczy zachowań zwierzęcych i teorii zoe to człowiek może być zredukowany do pokarmu, nie mieć tożsamości, pozycji, władzy. Z drugiej strony może to pies staje się osobną jednostką, na którą my ludzie otwieramy się z nową… wrażliwością?

A: Mam nadzieję i takie trendy dostrzegam wśród moich znajomych. Szacunek dla ciał zwierząt, ale również dla innych osób. Kiedyś można było sfotografować każdego niemal w każdej sytuacji, z czasem te granice stawały się coraz bardziej restrykcyjne. Nie głaszczemy i nie fotografujemy już bez pytania cudzych dzieci i psów. Zastanawiam się czasem dokąd to zmierza i myślę, że może nadejść taki czas, że fotografowanie innych ludzi w ogóle będzie nielegalne – poza wąską sferą osób publicznych. Wszyscy będziemy fotografowali tylko siebie, a w reklamach będą brały udział wygenerowane cyfrowo awatary.

M: Przesłaniem „Biblii Wegetarian” Petera Singera jest wspólna moralność i wrażliwość, taka sama dla wszystkich istot.

A: W moich pracach figura suki łączyła się często z figurą dziewczyny. Obie były podporządkowane. Do lat 60., 70. podział ról był jasny. Mężczyźni byli fotografami a kobiety muzami, obiektami kontemplacji. Aby się trochę lepiej poczuły z tą nagością uknuto termin aktu artystycznego. Ten monolit przełamują feministki, które stają za aparatem i kierują go na siebie. W ten sposób eliminują postać mitycznego fotografa i stają się jedynymi właścicielkami tych zdjęć.I gdy przeglądam dziś Instagram, którego ty nie oglądasz, a który jest zapełniony twarzami i ciałami młodych kobiet, to oczywiście widzę, że wiele z nich powiela patriarchalne wzorce, ale także wówczas kwestia własności, tego kto dysponuje wizerunkiem, zmienia wszystko. Nawet jeśli zamiast reklamować cudze dachówki dziewczyny fotografują się przy własnych obrazach, żeby podbić ich wartość.

M: Według mnie spotyka je trollowanie i tak zwana tresura.

A: Tylko w najbardziej patriarchalnych kulturach kobiety nie mają prawa pokazywać swojego ciała. I w tym kontekście rozebrane selfie i smutne dziewczyny na Instagramie jednak dekonstruują patriarchat. Robią to w sposób miękki, masowy i dlatego mający sens. To jest tak totalnie różne od heroicznych męskich gestów – takich jak np. u Pawleńskiego. Nagie kobiece ciało jest pożądane i jak każde dobro jest przedmiotem walki. A ciało, które nie jest propozycją seksualną, które nie obiecuje niczego więcej, niż konsternacja, niewygoda, problem – wymyka się systemowi i dlatego jest dezawuowane na wiele sposobów. Niestety czasem również przez inne kobiety. Nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie mogą mieć problem z cudzą nagością, która przecież nie jest opresyjna, funkcjonuje ściśle według reguł i tylko w miejscach, do których nie muszą zaglądać.

M: Jest taki projekt o hybrydzie psa „The Colie” (lata 60). Psu odcięto głowę i połączono ją z robotem. Niesamowite jest to, że ona miała imitować ludzkie zachowania i wyglądem przypominać ludzkie ciało. To chyba najohydniejszy przykład upostaciowienia zwierzęcia i próby stworzenia sztucznej inteligencji. Elizabeth Grosz zauważa, że „człowiek jest w trakcie stawania się innym-niż-człowiek, przekraczania siebie”  – co tym razem chcieli udowodnić, osiągnąć ludzie i kim/czym chcieliby się stawać?

A: Nie widzę sensu takich hybryd. Jedynym sensownym sposobem na połączenie jest Internet. To będzie nowe miejsce dla nas wszystkich. To kolejna obietnica nieśmiertelności (bo podobno w Internecie nic nie ginie), poniekąd na własnych zasadach, poprzez myśli i zdjęcia, którymi dzielimy się w Internecie. Powstają już algorytmy, które mają prowadzić nasze konta np. na Facebooku po naszej śmierci, na podstawie treści, które publikowaliśmy za życia. Pomyśl o rozmowach i lajkach profili prowadzonych przez algorytmy… Pamiętam życzenia urodzinowe składane osobie, która już nie żyła, a ten fakt nie został odnotowany na portalu.

M:Nasza śmierć staje się coraz bardziej abstrakcyjna… to zerwanie komunikatu z ciałem?

A: A ciała ciążą nam coraz bardziej. Nie potrafimy się nimi cieszyć, a jeśli nawet, to tylko przez pierwsze 30-40 lat. Co zrobić z ciałem przez następne 50-60 lat? Jest wiele osób, zwłaszcza kobiet, które podejmują heroiczną i z góry skazaną na niepowodzenie walkę z czasem i grawitacją. Botoks i kwas hialuronowy w wielkomiejskiej klasie średniej są tak oczywiste i popularne jak kiedyś maseczka u kosmetyczki. Można je wykonać niemal na każdej ulicy. Z czasem to też nie wystarcza i osoby najbardziej zdeterminowane sięgają po eksperymenty z dziedziny medycyny estetycznej. Mniej udane przypadki lądują na plotkarskich portalach. Czuję rodzaj siostrzanej bliskości, gdy na nie patrzę. Kiedyś, może już niedługo, stanę się jedną z nich.

M: Przypomina mi się to, jak prof. Zygmunt Bauman pisał o współbyciu tzw. „społecznych innych” w ten sposób: „Utrzymuję, że tworzenie społecznej tożsamości w najbardziej uderzający sposób ujawnia się przez analizę interakcji pomiędzy tymi, którzy są usatysfakcjonowani na granicy pomiędzy osobą i nie-osobą (…) Miłość jest jedyną ze strategii uciekania od śmierci”[1].

 

 

[1] Z.Bauman, „Śmierć i nieśmiertelność. O wielości strategii życia”, Warszawa 1992, s.198.

 

 

Artystka, akademiczka, feministka, radykalizująca się wegetarianka, bezdzietna stara panna, w epicentrum kryzysu wieku średniego.

1993-1999 studiowała w Instytucie Kultury i Sztuki Plastycznej WSP w Zielonej Górze (teraz Uniwersytet Zielonogórski), dyplom uzyskała w Pracowni Rysunku i Intermediów. W roku 2008 obroniła tytuł doktora na Wydziale Komunikacji Multimedialnej Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, w 2012 otrzymała tytuł doktora habilitowanego w Państwowej Wyższej Szkole Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi.

Od 1995 pracuje jako artystka, brała udział w wystawach zbiorowych i indywidualnych w Polsce, Niemczech, Białorusi, Rosji, Francji, Chorwacji, USA;

W latach 2000-2005 była kuratorką Galerii Amfilada. W 2004 koordynowała Narodowy Program Kultury „Znaki Czasu” w województwie zachodniopomorskim. W 2005 została odznaczona brązowym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Od 2004 pełni funkcję prezeski stowarzyszenia Zachęty Sztuki Współczesnej w Szczecinie. Pomysłodawczyni i kuratorka Festiwalu Sztuki Młodych Przeciąg. Od 2010 r. pracuje w Akademii Sztuki w Szczecinie na stanowisku profesory nadzwyczajnej, gdzie prowadzi Pracownię Działań Interaktywnych i Intermedialnych.

 

Dodaj komentarz