Malina BARCIKOWSKA | Po co wzbudzać niepokoje? Rozmowa z Grzegorzem KLAMANEM

rozmawia Malina Barcikowska


 

Malina Barcikowska: Czy można powiedzieć, że siłą konstytuującą początek Pana działań i wszystkie kolejne był BUNT?

Grzegorz Klaman: Tak, można było się nie zgodzić. Ja zresztą brałem udział w tych potyczkach i bijatykach na ulicach. Od grudnia, przez trzy lata we wszystkich. Mieliśmy tę szczególną sytuację, że nasz akademik nie został wykwaterowany. Rektor załatwił, że nie zrobiono w nim koszar dla ZOMO. Zostaliśmy w nim przez cały stan wojenny, mogliśmy być blisko tych wszystkich wydarzeń. Vis-à-vis był taki słynny klub milicyjny „Pod pałą”, gdzie oni wracali z akcji spoceni, naćpani i wkurzeni, a myśmy chodzili się napić wódki. Jeśli czasami się zdarzyło, że nas rozpoznali jako obcych, trzeba było naprawdę bardzo szybko uciekać. Nie mieliśmy daleko. Wystarczyło tylko przebiec ulicę Chlebnicką i wbiec po schodach do akademika. Często nas gonili, więc to był taki „wyczyn”; kiedy wódka się kończyła wieczorem, ktoś mówił: „dzisiaj ty idziesz”. Byliśmy blisko. Czuliśmy ich wkurwienie. Śmierdzieli wściekłością i potem, jak wracali z akcji, jak komuś łomot spuścili. Smród gazu, wymieszany z potem, plastikiem ich kombinezonów… Zalewali robala właśnie w tym klubie. Mam wrażenie, że nasza uczelnia niespecjalnie się angażowała w studencki ruch niezależny. To była garstka ludzi. Wszyscy pozostali byli zajęci sobą. To mnie cholernie irytowało, więc włączyłem się tak osobiście mocno w ten opór, barykady, bijatyki.

 


  • Elżbieta Jabłońska, NIE LICZ NA NIC, baner na fasadzie IS Wyspa, 2008 fot. G.K
    Elżbieta Jabłońska, NIE LICZ NA NIC, baner na fasadzie IS Wyspa, 2008 fot. G.K
  • G. Klaman, SOLIDNOŚĆ, instalacja, IS Wyspa, 2004, fot. G.K
    G. Klaman, SOLIDNOŚĆ, instalacja, IS Wyspa, 2004, fot. G.K
  • BHP, pierwsza wystawa w IS Wyspa, 2004, fot. archiwum FWP
    BHP, pierwsza wystawa w IS Wyspa, 2004, fot. archiwum FWP
  • G. Klaman, BRAMY, 2000, fot. G.K.
    G. Klaman, BRAMY, 2000, fot. G.K.
  • Instytut Sztuki Wyspa, 2004, fot. G.K.
    Instytut Sztuki Wyspa, 2004, fot. G.K.
  • Grzegorz Klaman, Subiektywna linia autobusowa, fot. Michał Szlaga
    Grzegorz Klaman, Subiektywna linia autobusowa, fot. Michał Szlaga
  • G. Klaman, Zimno, performance, Modelarnia, 2003, fot. Archiwum FWP
    G. Klaman, Zimno, performance, Modelarnia, 2003, fot. Archiwum FWP
  • Zburzenia Modelarni, 2012, fot. G.K.
    Zburzenia Modelarni, 2012, fot. G.K.


 

 

MB: Zaangażowanie polityczne tego, co robi Pan teraz, wzięło się z atmosfery tamtych lat?

GK: Myślę, że to jest tak, że jak coś się zaczyna, to się wyjeżdża albo zamyka okna. Ja ani nie wyjechałem, ani okien nie zamykałem. Obchodziła mnie ta rzeczywistość. Na tyle mnie obchodziła, że nie zależało mi na tym, żeby tylko bezpośrednio się przeciw niej buntować. Chodziło mi raczej o budowanie struktur takich jak Galeria Rotacyjna. Szukaliśmy miejsca. Mogliśmy przytulić się do kościoła, zapewne byłoby nam nawet wygodniej i lepiej, ale nie chcieliśmy tego. Więc to było działanie na własne ryzyko, robienie instalacji, które następnego dnia rozwalali nam jacyś dresiarze. Myśmy naprawdę wchodzili w tę rzeczywistość, bo intuicyjnie czuliśmy, że to jest nasze, że mamy do niej prawo. To się zresztą potem potwierdziło, bo nasze działania wyprzedzały pojęcie sztuki w przestrzeni publicznej.

MB: Koncepcja ARTYSTY osobnego, to nie było coś…

GK: Nie, nie, nie. Kompletnie nas taki rodzaj mitu nadwrażliwca zajętego własnymi bebechami nie interesował.

G. Klaman,  Kapitalibalizm, performance, Modelarnia, 2007, fot. archiwum FWP

MB: Sztuka ma i może budować RELACJE SPOŁECZNE?

GK: Tylko sztuka. I w moim przekonaniu to robi. Nawet jak się buntuje, jak robi rozpierduchę, to tak naprawdę buduje. Myślę, że widać to na przykładzie takich projektów jak Bramy powstałe na terenie Stoczni, która najpierw była przestrzenią buntu, potem akceptacji a teraz niechęci i zapomnienia. Podobnie jest z Subiektywną Linią Autobusową, partycypacyjnym projektem, który poprawił relacje między ludźmi związanymi ze Stocznią, pokazując, że przepaść między artystą a stoczniowcem nie istnieje. Wielu stoczniowców to moi koledzy, choć do dziś są też tacy, którzy nas nie cierpią i uważają, że to co robimy jest irytującą „nadobecnością”, wchodzeniem na ich teren. Ci ostatni to zamknięte, wsobne osobowości, które nie dopuszczają „innego” do wspólnego zbiornika zasobów pamięci, przeżyć. Wszyscy biją się o te zasoby, wszyscy czują się ich prawowitymi właścicielami… a my jesteśmy intruzami, tak?

MB: Pracowaliście z PAMIĘCIĄ WIZUALNĄ, na znanych i rozpoznawalnych symbolach.

GK: Tak, oczywiście, że tak. To polega na przeprojektowywaniu pewnych symboli i łączy się z tym co chcemy robić tu, w Wyspie. W ramach tego przeprojektowywania interesuje mnie np. postać Wałęsy jako swego rodzaju nieprzyswojonej ikony. Niby go znamy, ale nie do końca. Nie jest częścią naszej wspólnej współczesnej ikonografii. Jest rozpoznawalny na poziomie figury politycznej, ale ja jako artysta uważam, że on się idealnie nadaje na ikonę wielowymiarową. Mnie zwyczajnie dziwi to, że tak mało osób inspirowało się jego postacią. To dotyczy zresztą nie tylko samego Wałęsy, ale całego ruchu Solidarność, całej rewolucji, czy jak chcielibyśmy to nazwać. To był wielki przełom polityczny, który nie ma żadnej ikonografii, jest „niedorobiony” dizajnersko, projektowo, artystycznie. Jest opuszczony, zaniedbany. Nikt poza grupą artystów nie widzi w nim ogromnego potencjału i to jest przerażające. Wiąże się to oczywiście z nieumiejętnością interpretowania rzeczywistości, jaka jest wokół nas. Powinniśmy mieć zdolność jej dekodowania, odczytywania po to, żeby móc wytwarzać prace wizualne, literaturę, sztuki teatralne, filmy. Moim zdaniem takie są koleje rzeczywistości – najpierw się dzieje jakaś historia, a potem ona jest zapisana albo zobrazowana. Mówię o NIEDOBORZE OBRAZÓW, Polska cierpi na niewydolność obrazów, tak jak nie może wyprodukować marki własnego rozpoznawalnego samochodu. Prościej nie da się tego ująć. Obraz to wszystko, co przynależy do porządku ikonicznego, to wideo, instalacja. Tu jest ewidentny niedostatek, brak, dziura, wyrwa. Mam wrażenie, że my nad nią trochę pracujemy.

MB: Czy można to, co robicie rozumieć jako kształtowanie obrazu historii poprzez skojarzenia wizualne?

GK: To nawet nie są skojarzenia. Trzeba nad tym pracować, wytworzyć, zamienić fakt historyczny na fakt ikoniczny, na memy, które wchodzą do kultury w sposób trwały i ją tworzą, które są nawet ważniejsze niż fakty polityczne i historyczne. One oczywiście tworzą własną ikonografię: obraz Wałęsy na bramie, znak Victorii czy plakat z kowbojem zapraszający na wybory. Tych ikon jest zaledwie kilka, bardzo ubogich i skromnych, niezasilanych współczesną pracą, obrazami przepracowanymi przez artystów wizualnych czy performerów. I tutaj tkwi podstawowe nieporozumienie, dotyczące tego, po co my to robimy i komu to jest potrzebne.

MB: Czy jest tu miejsce na ODPOWIEDZIALNOŚĆ SZTUKI?

GK: Oczywiście. Jedni mówią „odpowiedzialność”, inni „skuteczność”.

 

Zdjęcie wyróżniające: Grzegorz Klaman, Kunst macht frei, 2003, fot. Michał Szlaga


Malina Barcikowska

Absolwentka filozofii na Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Szkoły Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Członkini Polskiego Towarzystwa Filozoficznego oraz Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Publikuje teksty głównie z zakresu współczesnej filozofii sztuki i recenzje wydarzeń artystycznych (Artluk, Arteon, Format, Szum). Prowadzi warsztaty oraz spotkania autorskie  związane ze współczesną myślą o sztuce. Pracowała w Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu”  w Toruniu.


 

Dodaj komentarz