KREW TO NIE FARBA/ ZŁOM
współpraca: Hubert Wińczyk, Ita Wachowska, Radosław Stoicki
Współ[od/w/do]czucie, które miałam w sobie, które wlazło na mnie, wpełzło, zgięło, wykręciło flaki na drugą stronę, nie jest i nigdy już nie będzie zapomniane ani wyparte z głębin pamięci mojego ciała.
Ziemia zmarznięta, zwierz – dzik leży na prawym boku, obok jak chatka na kurzej stópce stoi ambona. Pusto i złowrogo patrząca. Ciszy brak, kręcą się nasi ludzie. Widzę tamtych twarze zmieszane, ręce umoczone w tej farbie, nie dosłownie – a jednak. Racice w układzie prawa na lewą. Głowa prosto, oko widoczne – lewe, niedomknięte, jak uchylone drzwi do rodziców pokoju. W pysku gałązka iglasta, zielona, obrzydliwie piękna, okraszona krwią. Nie farbą.
Jesteśmy tam. My i oni. Choć oni – to tylko bestii (myśliwców) dodatkowe ręce, oczy i siła fizyczna. Czyli niestety my. Jestem tam ja. Czuję tą krew, czuję ciepło, lepkość, barwę, słyszę brak pulsu, bezruch nagiego ciała dzika, ciała pozostawionego by patrzeć, by zachować ten obraz na zawsze.
Oni widzą inaczej, wpychają gałązkę do pyska, tradycją się jarają, obrządkiem, oblewają swoje twarze dumą za czyn wcześniej popełniony. Ja widzę ciało pozostawione, ciało zbezczeszczone kulą, gałązką i zabawą świetną.
Bawi się ta „szlachta i ich parobkowie” (ci drudzy, to tylko krwią zabarwione, nieważne społecznie dla szlachty ręce, za grosik nagonią, nęcisko godne ogarną). Bawią się politycy, ekonomicznie stabilni, lepsi oni w kapelusikach. Bawią się, bawią, bawią…
Gdyby podmienić ciało z dziczego na ludzkie, to te igraszki w „złom”, gałązkę umazaną w „farbie” nie byłby na miejscu. Budziłyby oburzenie, zniesmaczenie. Byłaby z tego po_widoku afera, jak to się mówi na „sto fajerek” ale co tam dzicze cielsko, mięsko przecież to nie jest istotne dla nich!
Intuicyjnie mamy wdrukowany szacunek do zmarłych ciał tylko naszego gatunku.
Naszego gatunku. Naszego. Naszego gatunku…
Nie pozwolilibyśmy na „swobodne” leżakowanie osobie celnie postrzelonej, nieżywej już, której ciało jest zimne w zimie i niekończącym się bezdechu, znalezionej przy ambonie, na zmarzniętej, lekko śniegiem przyprószonej trawie. Osobie powalonej, rozlanej na prawy bok, której morderca (seryjny) pozostawiając swój znak – gałązkę iglastą, bądź dębową wsunął dla ukoronowania swego czynu i dla podbicia znaczenia tej w kotka i myszkę zabawy. Szukalibyśmy złoczyńcy, „polowali”, zasadzki zakładali, nęcili. Wszystko MY/ONI-gatunek ludzki, zrobilibyśmy dla świętego ciała ludzkiego.
A dzik? Włochaty potwór, ze sztywno na karku zatkniętą głowicą nieskrętną? Co dzik może ? Co dzicze ciało powinno? Co mięso? Co?
Dzik może mieć ciało skopane tradycją łowiecką. Można go bezkarnie wykorzystać i porzucić, porzucić na moment, potem zgarnąć i mięchem w uciesze podzielić się z rodzinką. Można mu jądra uciąć, w krzaki jak szmatę wyrzucić, pozbawić męskości dziczej.
Krew to nie farba a złom to odpadki metalu. Złom to śmieć, brud, przedmiot przeznaczony do wykorzystania poprzez ponowne przetopienie.
KREW TO NIE FARBA / ZŁOM
fot:” ZŁOM” Radosław Sto
fot: „KREW TO NIE FARBA” ja
połączenie: Hubert Wińczyk