Magdalena SWACHA | Weronika TEPLICKA | REBORN DOGS 5. REA, MYSZ I KOT, nasze społeczne prace domowe…

REBORN DOGS /cz.5 / 06.2018, Koszalin

REA, MYSZ I KOT, nasze społeczne prace domowe…

Spotkanie z Weroniką Teplicką

 

 

Magda Swacha: Jak Twoje ostatnie filmowanie Rei, jak przebiegało (gdzie i kiedy próbowałyście nagrań?) czy sprawiało Wam ono trudność, czy raczej radość? Video miało być formą dokumentu, krótką relacją, albo ‘okiem kamery’ pomiędzy spojrzeniem Twoim i Rei…?

Weronika Teplicka: Wszystko rozpoczęło się od pomysłu dokumentowania mojego życia na prowincji. Nagrywałam siebie podczas pracy (moja pracownia jest w moim mieszkaniu). Mój sposób malowania wymagał przerw, więc w międzyczasie wykonywałam inne czynności domowe: przygotowywałam obiad, robiłam pranie, prasowałam. Zawsze obok była Rea, a ja stopniowo rezygnowałam z wyganiania jej z kadru. Zaczęłam więc rejestrować psa, najpierw podczas mojej krzątaniny, potem zostawiałam kamerę włączoną na czas mojej nieobecności.  Nagrywałam Reę na spacerach, czekając na jakiś decydujący moment, ale taki nie nastąpił. Podążałyśmy za jej węchem: węszyła śmieci, czasem rozgryzała spróchniałe pieńki, witała się z innymi psami. Powstało wiele godzin nagrań. Obecnie nagrywam ją w raczej sterylnej przestrzeni galeryjnej, jak rozgryza kawałki moich nieudanych obrazów, stare rzeczy nasiąknięte różnymi zapachami, bawi się resztkami mojej sztuki.

REA:

 

M.S.: Pamiętam, że zawsze z wielkim entuzjazmem mówiłaś o Rei, a kiedy byłam u Ciebie, była spokojna, ułożona, wręcz ‘ugrzeczniona’. Czy to wynika z tego, że jest 50-letnią suczką, czy to efekt wychowania? Jak to było na początku z Wami? Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie w ‘cztery oczy’?

W.T.:  Pierwsze spotkanie z Reą było podczas II edycji Festiwalu Sztuki ‘Koszart’, przy rzeźbie „Płonące ptaki” Władysława Hasiora (wtedy naprawdę płonęły). Nagle jakiś pies zaczął na mnie wskakiwać i powstała taka legenda, że to ona mnie wybrała, a nie Jacek. Ja wtedy jeszcze bałam się psów i nie wyobrażałam sobie możliwości życia z psem pod jednym dachem. Kiedy wprowadziłam się do Jacka i Rei (ona w przeliczeniu na wiek ludzki miała 18 lat), zaczęły się trudności, ponieważ musiałyśmy się w tej nowej sytuacji odnaleźć. Zaczęło się poznawanie, ona cały czas mnie obserwowała, sprawdzała, jak bardzo może przekroczyć ustalone reguły, więc musiałam nauczyć się ją poskramiać. Szukałam sposobów, jak to zrobić, przydało się kilka książek i rady Jacka.  Najważniejsze to być konsekwentną, nie ulegać psu, budować swój autorytet. Rea to Staffordshire bull terrier, pies bojowy, stworzony do walki z innymi zwierzętami. Przodkowie tej rasy – buldogi wykorzystywane były do walk z bykami. Gdy ten proceder stał się nielegalny, łatwiej było prowadzić walki między samymi psami. W tym celu skrzyżowano buldoga angielskiego z angielskim terrierem. Wybierano osobniki, które nie wykazywały agresji wobec ludzi, ale wobec zwierząt, i o budowie anatomicznej ułatwiającej walkę (silne, szerokie szczęki, muskularna budowa, szeroko rozstawione łapy). Rea rzeczywiście nie potrafi być agresywna wobec ludzi, ale dominować próbowała, kładąc na mnie łapy, skacząc, podgryzając czy próbując zajrzeć do mojego talerza. Teraz faktycznie jest spokojniejsza, ale to chyba przez starzenie się.

M.S.: Jak wyglądała praca nad waszą relacją?

W.T.: Relacja, która tworzyła się między nami na początku, to dosłownie bycie między gatunkami, które ustawicznie walczą o dominację. Nasze wzajemne docieranie trwało około roku. Stosowałam dwa znane sposoby szkolenia. Pierwszy sposób oparty na teorii dominacji – archaiczny, ale często skuteczny. Jadłam wcześniej od niej, pierwsza przechodziłam przez drzwi, podsumowując – zawsze „moje na wierzchu”. Stosowałam jednak częściej drugą metodę – pozytywne szkolenie,  czyli nagradzałam pożądane zachowania. Gdy tylko Rea zrobiła coś właściwego, otrzymywała smakołyk, była głaskana, zapraszałam ją do zabawy itp. Zgodnie z nowoczesnymi podręcznikami starałam się i nadal staram być jej opiekunką i  przewodniczką, a nie właścicielką. Sądzę, że Rea zrozumiała, iż dwoje opiekunów oznacza dwa razy więcej głaskania, spacerów i potencjalnych nagród.

M.S.: I po tej wspólnej pracy równej tresurze dopiero staliście się rodziną?

W.T.: Tak, staliśmy się rodziną, w której każdy zna swoje miejsce. Regularność i powtarzalność pewnych czynności, jakie wymusza życie z psem, sprawia, że czujemy się bezpiecznie. Opiekujemy się Reą, ale ona nie ma żadnych obowiązków, nie jest psem stróżującym, nie oczekujemy też, że będzie nas bronić. To istota tylko do kochania. Nie sądzę, że szkolenie było tu decydujące; gdyby Rea była niewychowana (a trochę jeszcze taka jest i pewnie zawsze będzie), to naszą relację nadal można by było nazwać rodziną – może tylko trochę bardziej toksyczną.

REA:

M.S.: Zdominowaliście/podporządkowaliście ją sobie całkowicie. Wprowadziliście bardzo systematyczny porządek dnia, który kolejno jako taka powtarzalność przekłada się na hierarchię.

W.T.: Tak, Rea wie, że to Jacek jest przewodnikiem „stada”, ale ja jestem na równi z nim. Do domu wchodzimy pierwsi, pierwsi też jemy posiłki. Nie powinno zmieniać się tego typu zasad. To jest hierarchia stada. Niestety, gdy teraz Rea jest starsza i spokojniejsza, bywamy mniej konsekwentni, częściej „odpuszczamy”.

M.S.: A czym się dzielicie?

W.T.: Dzielimy się przestrzenią życiową i czasem…jedzeniem na pewno nie. Czasem grzebię w jej misce i udaję, że jem. Ona musi wiedzieć, że ja mogę jeść jej jedzenie, ale ona mojego nie. Pies jest tutaj tym zdominowanym, poza tym z wielu względów pies nie powinien jeść ludzkiego jedzenia. Niestety zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy ludzie wyrzucający resztki jedzenia na trawniki, zwłaszcza po okresie świątecznym. Wtedy nasze wspólne spacery to zwykle omijanie takich miejsc. Ona węszy za chlebem, ja z kolei uczę się, jak najszybciej go omijać.

M.S.: A jaką macie wspólną płaszczyznę porozumienia?

W.T.: Mamy nasze wspólne rytuały. Ten najbardziej podstawowy to kontakt – głaskanie uspokaja psa, a u człowieka spowalnia akcję serca, obniża poziom hormonu stresu, wyzwala endorfiny. Wszystkie wspólne czynności takie jak powitania, przytulania, zabawa i wiele innych są podstawą naszej płaszczyzny porozumienia.

Warto zauważyć, że i utrzymaniem więzi. Więzi międzygatunkowych, interakcji, wypracowaniem pewnych norm, lecz i stworzeniem możliwości tzw. ‘wygody’ (pasywnego i aktywnego czerpania z życiowej radości i przyjemności), powstaniem  „idealnej sytuacji komunikacji’ między Wami, a to stan pracy. Wasza relacja przypomina mi właśnie taki stan ciągłej wymiennej pracy[1]. Niesamowitą pracę wykonuje Rea. To, co Wam daje to jej umiejętności, zdolności, wysiłek, czyli ‘kapitał’ pracy. Karol Marks określał go jako „normalną czynność życiową […] wobec własnych zdolności do pracy”.

 REA:

M.S.: Aktualnie kwestionowany jest podział na płeć biologiczną, czyli płeć jest tylko relacją. Kim jest Rea, kim jest dla Was?

W.T. : Z jednej strony staram się nie traktować jej jak „owłosione dziecko”, tylko jak psa, ale z drugiej strony czasami mam ochotę wziąć ją na ręce i przytulić jak bobasa (ona zwykle się wyrywa, więc odpuszczam). Jacek zdecydowanie mówi, że Rea to jego córka. Takie stwierdzenie u osób, które wychowują psa od wieku szczenięcego, jest zresztą bardzo częste. Nie jestem pewna czy płeć u zwierząt jest tylko relacją, Jacek świadomie wybrał sukę, ponieważ jest łagodniejsza i łatwiejsza do prowadzenia. Przed rozpoczęciem zabawy właściciele psów pytają zawsze o płeć pupila i wtedy dopiero wiadomo czy mogą się bawić.

M.S.: Czy nadal trwa między Wami ‘gender trouble’, w sensie nie tylko płci, ale rywalizacji o pana?

W.T.: Nie, zdecydowanie nie. Rea wyraźnie korzysta z posiadania dwóch opiekunów i doskonale rozumie, że teraz – upraszczając nieco – wszystko mnoży się razy dwa (głaskanie, smakołyki czy spacery). Być może to bardziej my, opiekunowie, rywalizujemy o względy psa.

REA:

 M.S.: A co, według Ciebie, jest najbardziej kobiecą cechą stafficzki?

W.T.: Kobiecą i jednocześnie najbardziej ludzką cechą Rei jest jej empatia. Rea jest żywym dowodem na to, że zwierzęta potrafią współczuć. Każda nasza drobna gwałtowność, uniesienie, zdenerwowanie mocno ją obchodzą. Angażuje się w jakiś sposób w nasze kłopoty, sprawdza, czy już nam przeszło, czy wszystko wróciło do normy. To taka jej potrzeba kontroli sytuacji,  bardzo wzruszająca.

M.S.: Ta cecha to i opiekuńczość połączona ze swoistym dbaniem o dom i ‘oporządzaniem’ poza domem. Prócz cech kobiecych, Rea jest też jak dziecko.

W.T.: Myślę, że tak. Dzieci bardzo często podczas zabawy „psują” przedmioty. A tak naprawdę chcą go dokładnie poznać przez sprawdzenie jego wnętrza, struktury, podatności na zniszczenia. Dla Rei sposobem poznania jest przede wszystkim poczucie zapachu, a w dalszej kolejności rozgryzienie rzeczy.

M.S.: Czy wtedy wydaje z siebie jakieś dźwięki, odmienne od szczekania (podobno tym charakteryzuje się ta rasa) ?

W.T.: Tak, jest zainteresowana przedmiotem, dopóki nie rozgryzie go na strzępy, potem po prostu odchodzi. Rea nie wydaje wtedy żadnych dźwięków, a psy jej rasy nie potrafią  szczekać w „klasyczny” sposób. Czasami próbuje, wydając dość dziwne dźwięki przypominające miauczenie. Najczęściej, gdy stara się zwrócić na siebie uwagę, czuje się nieswojo w nowym miejscu, albo coś jej nie pasuje.

M.S.: Jaką umiejętność, cechę charakteru, osobowości podałabyś jako typową i odziedziczoną? Czy pojawia się ona też u Rei, byłaby to swoista indywidualna wspólna ‘ścieżka rodu’, cecha rodzinna, genealogiczna (wyznacznik przepływu emocji)?

W.T.: Na pewno wspólną cechą genealogiczną mojego rodu jest fobia społeczna i zalęknienie. Od lat bezskutecznie walczę z ich wyeliminowaniem, z moją skłonnością do kompromisów, którą odziedziczyłam po przodkach również. Być może wspólne życie z psem, który po swoich przodkach posiada niezwykłą odwagę, bojowość i nieustępliwość mi pomaga. Na pewno czuję się przy niej bardziej bezpiecznie, a opiekowanie się psem, który dzięki popkulturze ma opinie „psa groźnego”, jest szalenie podbudowujące. Zatem dużo zyskujemy na naszej znajomości – Rea jest bardziej subtelna, ja natomiast przejęłam jej dynamikę.

M.S.: Ostatnio wspomniałaś mi o tym, że Twoja psina rzuca się bezwiednie na wszelkie otaczające ją rzeczy, chcąc je tylko rozerwać! Gryzienie, mielenie, rozdrabnianie, jakby pewien styl domowego i pozadomowego ‘krzątactwa’, tak się zastanawiam czy wynika to bardziej z pewnej ukrytej agresji, czy dziecięcej zabawy, domowego wigoru Rei?

W.T.: To dla niej po prostu zabawa, szczególnie jeśli przedmioty nasączone są intensywnymi zapachami. Dla psa zapach jest nośnikiem największej ilości informacji. Poza tym, że dla niej to jest forma poznania przedmiotu, to czysto fizjologiczne zachowania, podczas rozgryzania uwalniają u psa endorfiny. Najczęściej rozgryza jakieś spróchniałe konary drzew, poluje na śmieci do rozdrobnienia. Podobnie dzieci odkrywają prawdę o przedmiotach, chcąc poznać ich zapach, smak, dowiedzieć się, co kryją w środku.

REA:

M.S.: Dla mnie Rei ‘krzątactwo’, rozdzieranie, gryzienie kawałków Twoich rzeczy przypomina nieco proces powstawania artefaktów, które pokazałaś na ostatniej swojej wystawie ‘Kunstkamera’ (03.18, Galeria Scena, Koszalin). Były tam obiekty m.in. utworzone z pokawałkowanych, pociętych i posklejanych na nowo koszul lub innych przedmiotów po zmarłym ojcu. I Ciebie interesują więc resztki, ‘odpady’ ciała i otaczających nas przedmiotów, rzeczy naszych bliskich. Być może te ‘rozszarpywane’ rzeczy, które utraciły sens bycia, od czasu śmierci Twojego ojca, są Ci coraz bliższe. Przetwarzasz je, a one powracają jakby w nowej bliskości drugiej osoby?

 W.T.: Tak, wszystko zaczęło się od potrzeby uporządkowania rzeczy po moim zmarłym ojcu i znalezienia jakiegoś sposobu na ich przechowywanie. Nie chciałam ich wyrzucać, więc postanowiła zmienić ich funkcję przez skondensowanie do mniejszej formy. Zaczęłam je ciąć w pasy, sklejać,  miażdżyć i zatapiać w kleju i silikonie. Niektóre nadal funkcjonują w dotychczasowej formie, ale po pokazaniu ich w galerii zmieniły swój status. Tak, być może pewną  inspiracją było umiłowanie do przedmiotów, jakie przejawia mój pies. On co prawda tylko je rozdrabnia i nie składa już później w inną całość; niemniej jednak sam proces rozdrabniania i emocje, jakie Rei przy tym towarzyszą, mogły mnie jakoś nakierować. Obie wybieramy przedmioty dla nas ważne. Ciężar emocjonalny tych rzeczy jest w jakimś stopniu porównywalny – choć pewnie instynkty decydujące o wyborze nieco odmienne.

M.S.: Sama forma zbliżania i analizowania przed końcowym efektem tworzenia jest interesująca. Wolfgang Welsch wspomniał o zjawisku bliskości jako zjawisku bardziej znaczącym w kontekście kształtowania się tożsamości niż samo pochodzenie… Być może te ceremoniały obchodzenia się z przedmiotami to niby proste czynności, porządkowanie itp., ale są niezwykle wiążące ‘…’.

Jak wygląda życie Rei wśród rówieśników jej gatunku?

REA:

M.S.: Proces socjalizacji psiny można by przyrównać do zabawy w kota i myszkę?)

REA:

 

 [1]  wg Adama Smitha, ‘Recherches sur la richese des nations’, Paryż 1843, s. 38; ”Praca jest rzeczywistą miarą wartości, za jaką wymienia się każdy towar”, jest miarą wartości wymiennej

 

 

Magdalena Swacha Komborska, kuratorka, malarka. Dyplom uzyskała na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu na Wydziale Edukacji Artystycznej z krytyki i promocji sztuki (2007) z aneksem z rysunku u prof. R. Kubickiego i prof. B. Wojtasiaka oraz na Wydziale Malarstwa u prof.Włodzimierza Dudkowiaka i dr hab. prof. nadzw. UAP Dominika Lejmana (2008). Prowadziła Promocję sztuki na UAP oraz wykłady monograficzne Sztuka interaktywna w przestrzeni miasta na UAM w Poznaniu. Pracę kuratorską rozpoczęła w 2009 r. w Galerii [ON] w Poznaniu. W 2013 zainicjowała i założyła Stowarzyszenie Publish Art. Obecnie realizuje kuratorski projekt koncertów performatywnych „Songs are spells.Combi Cats”. Autorka publikacji m.in. w czasopismach „Artluk”, „Gazeta Malarzy i Poetów”, „Czas kultury”, „Format”, „Exit”, „Kwartalnik Fotografia”, „Fragille”, spam.art.pl, www.obieg.pl oraz katalogów polskich i międzynarodowych. Nagrody i wyróżnienia II Nagroda Promocje 2008, Galeria Sztuki w Legnicy, Stypendium artystyczne dla młodych twórców miasta Poznania za działalność artystyczną – malarstwo oraz krytykę i promocję sztuki 2009.

 

 

Weronika Teplicka (ur. 1981, Koszalin), absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu (obecnie Uniwersytet Artystyczny), dyplom w pracowni prof. Piotra C. Kowalskiego, studiowała też w Accademia di Belle Arti w Neapolu. Zajmuje się malarstwem, instalacją, tworzy obiekty ze swoich nieudanych obrazów (również innych artystów), odpadów, rodzinnych pamiątek. Ostatnio realizuje filmy o swoim życiu na prowincji. Brała udział w kilku wystawach, konkursach i rezydencjach.

 

 

 

Dodaj komentarz